Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

I wydaje się opatowi, iż Bóg widzi jego modlitwę — jego i klasztornego ogrodu; iż odwieczne dęby, lipy i klony, wśród których w surowym swym habicie się przechadza, współ z nim się modlą, jakoby kopułę nad ołtarzem, baldakim splecionych konarów nad jego pacierzem czyniące.
O ojcze, ojcze Pstrokoński!...
Czemuż nie chciałeś krzyża w rękę wziąć i z murów klasztoru twego, z Tyńca bram wyjść i chłopom polską chłopską wiarę powiedzieć i krzyż im w zboża, w bławaty polne, w trawę łączną owity wynieść?...
Czemuż nie chciałeś papieżem chłopskim być, narodowego kościoła jutrznią i wieszczem?...
Czemuż nie chciałeś być zwiastunem i ogłosicielem chłopskiego, polskiego Chrystusa?
Czemuż wolałeś być i pozostać sługą Rzymu?
Czemuż dałeś na zatracenie sprawę świętą, czemuż w rękach sług Rzymu i przyjaciół hardego barbarzyństwa przepadła?
O Beato!
Beato Herburtówna, piękna, oto przez twoje ręce w ręce sądu wydany!...
Boleśnie, żałośnie, patrzał Kostka przed siebie.

»Jo sie nie odbiéram na rok, ani na dwa,
ale sie odbiéram, ze nie przydem nigda!...«