Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

Z kolei przyprowadzono Łętowskiego.
Ten, wchodząc, przeżegnał się i westchnął.
— Nazywasz się? — zapytał sędzia
— Stanisław Łętowski, sołtys z Cornego Dónajca.
— Z kim w zmowie byliście?
A Łętowski odpowiedział:
— Z Panem Jezusem, co ludzi sytkik równyk stworzéł.
Wkręcano mu palce w śruby i obcęgami żelaznemi szczypano ciało, ale nawet nie jęknął. Powiedział tylko:
— Choćbyście mie tu umencyli, nie powiem nic, bo nic do powiedzenia niémas.
Héba to jedno: nie dziś, to jutro! Zreśtom wiécie sytko.[1]
Ale biskup Gębicki miał list proboszcza z Lubnia w ręku. Posłano pięćdziesięciu dragonów do Pcimia i ci na siodle rektora Martinusa Radockiego rzemieniami umocowawszy, przywieźli go do Krakowa, gdzie był przed sąd stawion, męczon lecz, tak samo jak Łętowski, mówił, że nic nad to, co wiadomem jest, do powiedzenia niema.

Tymczasem przyszły wieści, iż król z pod Sokala Michała Zebrzydowskiego, miecznika koronnego, z kilkuset jego własnymi ludźmi, przydając mu pieniężnie zaciągniętych, kozackie

  1. wszystko.