Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

Jechał ksiądz opat biskup Pstrokoński do Krakowa wstawiać się za Kostką, ale gdy mu powiedziano, iż wydany dla klasztoru tynieckiego list żelazny powagę powszechną zwrócił, uląkł się. Uląkł się tem więcej, że stosunki Kostki z sekciarzem Radockim, wrogiem panującego Kościoła, podejrzenia jakowe i na niego zwrócić były mogły.
Zgłosił się tylko na zamku, iż jako dawny obwinionego znajomy i wychowawcy jego, nieboszczyka kasztelana Rafała Kostki przyjaciel, wyspowiadać by go chciał, na co pozwolono.
Było rano wczesne w dzień egzekucyi, kiedy go do celi Kostki puszczono.
Kostka leżał na słomie, oczy miał otwarte, w słup stojące, nieruchome.
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus — ozwał się opat próg przestępując.
— Niech będzie na wieki wieków. Amen. — odpowiedział skazany, nie patrząc kto wchodzi.
— Synu, niosę ci ostatnią pociechę przed śmiercią — rzekł opat.
Kostka wzniósł głowę i poznał przybyłego.
— A — rzekł dźwigając się z pościeli — to ty, ojcze? Bądź zdrów!
— Przyniosłem ci Ciało i Krew Pańską.
— Ojcze, jam chciał kościoły palić!
— Ciało i Krew Pańską ci przyniosłem.
— Ojcze, jam chciał dobra duchowne chłopom rozdać!