Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ciało i Krew Pańską ci przyniosłem — rzekł po raz trzeci opat.
— Rzym mi przyniosłeś, ojcze! Jesteście, jako śmierć cokolwiekby się robiło, jakkolwiek by się broniło: przyjdzie! I wy przychodzicie, jak śmierć: pewni, w godzinę śmierci! Ale niema was tam, gdzie jest życie!
— Chrzcimy — powiedział opat.
— Chrzcicie! Woda wasza i sól — to żelaza!
— Bluźnisz synu i grzeszysz w ostatnim momencie życia.
— Bluźnię i grzeszę?! Zali ciebie, ojcze, nie okuto w żelaza w zaraniu, abyś, gdy przyjdzie pora, ręce i nogi pod pętami uczuł? Nie powstałeś, nie wyszedłeś z krzyżem przed prosty lud, ten lud, którego Chrystus był messyaszem!
— Anabaptysta Radocki przez ciebie mówi.
— Nie potrzeba tu anabaptystów! Świętego Franciszka z Assyżu naśladujesz, który Chrystusa naśladował. O zaiste! gdyby się Chrystusowi podobało w te dni z nieba zstąpić, byłby on cię rozgrzeszył, ojcze, przed nami z krzyżem spotkawszy! I świętym byłbyś we większym kalendarzu, niż ten, którym rok rachujemy! Świętym byłbyś w kalendarzu milionów dusz nieszczęśliwego narodu uciemiężonych! Nie kadzidła za tynfy u kupców nabyte by cię, ojcze, okadzały w ołtarzu, ale by ci błogosławił tłum