Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

Przy osobnem ognisku, na derach i kobiercu leżał Sieniawski pół drzemiąc, kilkadziesiąt kroków od żołnierzy, gdy ku niemu Beata Herburtówna przypadła.
— Wszelki duch Pana Boga chwali! — zawołał, oczy podnosząc.
— I ja go chwalę! — odpowiedziała Beata i w tej chwili poznali się nawzajem.
— W takim stroju?! Wojewodzianka?! Tu?! Sama jedna?! Pieszo?! — mówił zdumiony Sieniawski.
— Pana Kostkę ratować biegnę! Na pal go w Krakowie wbijać mają!
Zerwał się Sieniawski z leżenia na równe nogi. Złe ognie na twarz mu wybiły. Przytknął trąbkę do ust i zagrał na alarm. W mig porwali się pobudzeni już dragoni.
— Konia luzem! — krzyknął.
Usłyszeli dragoni i duchem wierzchowca przywiedli, w zdumieniu na pannę spoglądając.
— Mości wojewodzianko, oto koń — wybaczaj, lecz damskiego siodła nie mamy z sobą — rzekł Sieniawski.
— Dokąd? — zapytała Herburtówna.
— Kostkę odbić — odpowiedział Sieniawski dziwnym głosem.
Beata ustami do ręki mu przypadła. Rycersko odsunął ją Sieniawski, na konia w rękach prawie podniósł, burkę swoją na nią zarzucił