Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

— O niémas! Ona je tys zywa. Kie jom po ujńściu ludźmirskik Cystersów do Scyrzyca, w Nowy Targ do fary przenieśli, to sie w nocéj wyrtła do Ludzimirza.
— W nocéj. Hłopi konie pasący jasność widzieli, jak bez pola sła.
— Haj haj haj! Rada swój kościół widzi.
— Je dy jej tys w nim dobrze. Ciepły, suhy, a i malowany piéknie, padajom, bok hań nie béł. Cozby ci hań nie siedziała?
Umilkli chwilę.
— Je — rzekł Krzyś — sytka[1] Świeńci ku Mace Boskiéj nie płacom nic. Ona je władno.
— Co ci powiem, to ci powiem, ale ci powiem: władno.
— I dobro.
— Haj.
— Dowiedzioł jo sie z jednego wendrownego cłeka, ono to kesi w Polsce miało być, co sie roz stało. Prziseł złodziej i korole Mace Boskiéj w ołtarzu ze syje fciał sjonć.[2] Siengnon rencom, a Ona wystawiła rącke z ołtorza i hyciła go za ten renke.
— E raty! Za ten renke?
— No. Nijakim świate sie wydrzyć niémóg. A on ta prógował!

— Wiémy, ze prógował!

  1. wszyscy.
  2. zdjąć.