— Kogóz to pon łapać kazujom?! — zapytał ciekawie, ale energicznie stary Topór.
— Twoją wnuczkę, Marynę, chamie! — huknął Sulnicki pewny swego. — Bośmy po to przyjechali!
Stary Topór zapłonął cały; rozprostowały mu się plecy, jak kiedy w pochód wojenny wybierających się chłopów błogosławił, cofnął się krok w tył i krzyknął groźnie:
— Wnęke mojom, gazdowskom dziéwke, wy?! A coz wom do niéj?!
— Będzie łóżko mojemu panu słać i będzie z nim spać! — odpowiedział Sulnicki.
— Ona? Pańska dziéwka?! Maryna?!
— Mogła zdrajcy hołyszowi Kostce za podściółkę być, woli panu wojewodzicowi!
— Pon Kostka świenty cłowiek béł! — zawołał Topór oburzony. — Z famieliji świentéj i królewski pułkownik! Lo Boga i lo króla takiemu nie bees ujmował nic! A wy, psiogłowce zatracone, w pole! Marś!
— A to? — krzyknął Sulnicki, wskazując dukaty na stole.
Zawahał się stary Topór, na złoto spojrzawszy, ale tylko na sekundę jedną, zagarnął przedramieniem dukaty i z brzękiem rzucił na podłogę, wołając:
— Bier se ig! Zjédz!
Sulnicki zaśmiał się i krzyknął:
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.