Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ktoś waść jest? — zapytała porywczo księżna Korecka.
Kostka milczał, a Sieniawski rzekł:
— Jakom rzekł, nie mam ja tu co dłużej porabiać. Atoli zdaje mi się, iż źlem nie uczynił, zezwalając zaufanemu memu, któren z gorliwości ku mnie, o cześć domu Herburtów niemniej też dbały, podejrzenia powziąwszy, w najsłuszniejszą stronę, gdy kasztelan Rafał i małżonka jego nie żyją, z interrogacyą się zwrócił. Cokolwiek stąd wyniknie, mnie wszelako jedno tylko: odejść ztąd — pozostaje.
— Czekaj, wasza miłość, nie odjeżdżaj, póki się sprawa nie wyklaruje! — zawołał wojewoda i zwracając się ku Kostce: — Mów waszmość kto jesteś? — powtórzył.
Kostka milczał. Białość nie ustępowała mu z twarzy, oczy w ziemię wbił i stał, jak skazaniec. Byłby może słowa nie rzckł, gdyby nie prośba Beaty, która ręce, jak do pacierza, złożywszy, ozwała się błagalnie:
— Na Boga, proszę, powiedz waszmość nazwisko swe i godło!
Naówczas Kostka spojrzał na nią zarówno z wyrzutem, jak z miłością nieopowiedzianą i wyprostowawszy się, iż, acz nieduży, prawie wysokim w tej chwili się wydał, spojrzenie w oczach obecnych topiąc, rzekł spokojnie i wyniośle: