wach, z Rybiem Jeziorem i Morskiem Okiem po nad niem, z Hinczowym Stawem za Hrubym Wierchem Mięguszowieckim on gwarzył. Pytał się ich wichrowym szumem przed zimą: nie śpicie ta jesce? — czy jeszcze na nie nie zapadł lód; a popotem na wiosnę: nie śpicie ta jus? — czy lód już po nich potajał? Głosił się wichrowym szumem jeden do drugiego, bo taka jest mowa stawów.
Gwarzyły one o tych czasach, kiedy cała dolina Tatr po Gorce, po Beskid, morzem była. Były wody niezmierne rozlane, one zaś, stawy, wyniesione wysoko w górach nad morskiemi wodami, rozmawiały z morzem wichrowym szumem.
Tysiąc lat po tysiącu szło.
Wtem przyjechał król Chrobry i mieczem przeciął łańcuch gór, gdzie dziś Pieniny. Z niesłychanym hukiem i grzmotem runęło morze w dół po za Gorce i świat tamten zalało. Było to z wiosną, gdy puścił lód. A gdy stawy odmarzły i zapytały morza: zieleni się hań jus po Beskidzie? — nie odpowiedziało nic, bo morza już nie było. Tylko Dunajec pienił się przez Pieniny wartkim pędem.
Naówczas stawy pozostały same, samotne, wielkie wody na wysokości. I rozmawiają tylko ze sobą o czasie, gdy było morze, i o czasie, gdy był wiekuisty śnieg.
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/233
Ta strona została uwierzytelniona.