Tak szli z trupem z Hrubego przez Olczę, Poronin, Biały Dunajec, za najlepszemi drogami, aby się trup nie trząsł, do Szaflar.
Szedł i mały Krzyś, strapiony, z olbrzymim Gałajdą, który woły drugiemu wolarzowi zwierzywszy, na pogrzeb z pod Kopy Królowej zstąpił. A gdy się pogrzeb odbył, razem wracali i do karczmy w Białym Dunajcu, do srodze znajomego Krzysiowi Żyda wstąpili i w strapieniu pili. A gdy potem wyszli i znowu pod hale, trzymając się za ręce, wracali, użaliło się Krzysiowi Gałajdy, że ani żony, ani dzieci nie miał i samotnie woły pasać w lecie, a w zimie w domu siedzieć musiał, i mówił mu, bo to byli dobrzy znajomi:
— Wiés ty, jo cie ozenie... Nojdem ci babsko obitelne,[1] jak się patrzi.... Tobie baby trza....
— Trza — przytwierdził rzewnie Gałajda.
— Jo ci nojde!... Nie oblizańca, ani nie matafije, coby maniory miała... Dziéwke jak sie patrzi, retelnom... Mnie tobie zol... Same ino obsiwkary koło tobie, co na jedném ramieniu wode nosi, a na drugiém ogień...
Gałajda westchnął.
— Tobie baby trza — mówił Krzyś z przekonaniem. — Jo ci posukom... Gazdowskom
- ↑ nieobitelny dźwiérz — niedźwiedź, istota wędrująca z miejsca na miejsce.