srogi, armatami, nie ciupagami, by go dobywać trza, a wojska w nim tysiące.
W tajemnicy było mówiono. Oprócz Sobka, Maryny i Krzysia nie słyszał nikt, nawet ono, dziewczę, które z hal z juhasami zeszło i u Sobka mieszkało, lekkie posługi domowe czyniąc i koło nieruchomej babki posługując.
Słyszał też w swej wędrówce stary Sablik, iż panu Herburtowi ze Siwego Roga zginęła córka i że jej poszukuje, a za znalezienie trzy tysiące czerwonych złotych wypłaci. Opowiadał i o zakonnicy, co pod palem Kostkowym, gdy wszyscy uciekli, została i kędyś znikła potem, jak mgła.
Tknęło coś Sobka i poszedł wprost zapytać dziewczęcia, ono odrzekło:
— Jam jest. Ale nie wydajcie, bo tu żyć, tu umierać pragnę.
I do ręki mu przypaść chciała, aby ją całować, ale Sobek zatrzymał ją łagodnie i spytał:
— Jako was, panno, wołać mamy?
Dziewczę pomyślało chwilę i odrzekło:
— Chrzestne imię trzecie mam Ludmiła — tem mnie wołajcie.
Tak więc ją zwano, ona zaś prosiła, aby ją za siostrę uważać.
— Majętności wam nie zol? — zapytał raz Sobek.
— Majętności moje w ziemi leżą — odpowiedziała.
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/246
Ta strona została uwierzytelniona.