Zawahał się Tomek, ale Sobek znowu nóż pocisnął.
— Pana ze Sieniawy — szepnął Tomek.
— Widzis? — zwrócił się Sobek do Maryny. — Co wies?
— Ja sługa, mnie kazali...
— Dobrze. Gadoj sytko, co wiés?
— Siostrę waszą pan mój porwać każe...
— Dobrze. Co więcyl?
— Wraz z wojewodzianką Herburtówną, która u was jest...
— Wié o niéj?
— Wié.
— Zkąd?
— Ja ją poznał.
— Pocoś teroz drugi roz do nas prziseł?
Tomek zmilkł.
Sobek nóż pocisnął.
— Gadoj!
— Dwa tysiące koni sieniawskich, niby na karanie chłopów za bunt, w lesie pod Obidową stoi.
— Dobrze. Na co?
— Napaść was.
— Cy jest sam pan? — zapytała Maryna.
— Pan w karczmie w Zaborni, z kilkudziesięciu ludźmi.
— Kie majom napaść!
— Jak doniosę, że dziewka i panna w domu.
— Dobrze. Co więcyl? — spytał Sobek.
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.