nowskiego, Bobrownickiego i Bylinę zabił, w poselstwie od brata wyprawiona, a takie przedstawienie się wystarczało. Nie podniósł na nią nikt zuchwale oczu — chyba poza plecami parobcy łakomo na jej krasę spoglądali.
Dojechała po południu i straży przed karczmą do pana się z interesem od Tomka opowiedziała.
Pod ten czas Sieniawski w izbie przywiezionemi ze sobą kobiercami wybitej siedział i wiersze pisał. Czuł się samotnym, opuszczonym i serce miał przepełnione tęsknotą i żałością. Gdy pachołek zapukał, dźwignął głowę zaledwie, lecz gdy się dowiedział, że dziewka z kosą na koniu przed karczmą stoi, rzucił pióro, porwał się od stołu i wypadł na dziedziniec.
Tam zdumiał się niepomiernie, ale to zdumienie krótko trwało. Poskoczył ku Marynie i wrzasnął, podobnie jak w czorsztyńskim lasku:
— Tyś?!
— Jo — odpowiedziała Maryna z konia.
Dokoła stali dragoni, kilkunastu ludzi, którzy świadkami byli wstydu, jakim go Maryna w Czorsztynie okryła. Wściekłość Sieniawskiego ogarnęła. Jakby ogniem zapalony i przez ogień myślący krzyknął:
— Bierz ją!
Dragoni zdarli Marynę z konia, nim kosą śmignąć mogła.
— Zwlecz! — krzyknął Sieniawski.
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/258
Ta strona została uwierzytelniona.