nie minął i w każdej się napił, ale w miarę, aby trzeźwo do Janosika zajść. Tego się obawiał, że go w domu nie zastanie, jakże się jednak zdziwił, gdy pod chałupą Nędzową ogromną gromadę bab, chłopów i dzieci ujrzał:
— Je coz to? — pomyślał sobie. — Cy wto umar, cy co?
Wszyscy mówili do siebie szeptem, a gdy Krzyś gwarę podniósł, aby się zapytać, co się stało, dano mu znaki, aby milczał.
— Śpi! śpi!
— Wto? — zapytał Krzyś.
— Janosik.
— Janosik? W doma je?
— W doma. Ale śpi.
— Cy je chory?
— Nie, ale śpi.
— A po co sie was haw zgichła tela zmudź,[1] jak na odpust?
— My ku Janosikowi prziśli.
Przepchał się Krzyś przez ciżbę ku izbie, gdzie przed progiem oboje starzy Nędzowie i dwie stryjeczne siostry Janosika, Jadwiga i Krystka, stały, obok zaś na ławie stary Sablik siedział i po strunach gęślików palcem cicho dzwonił. Kobieta jakaś stara matkę Janosikową po twarzy gładząc, pytała właśnie:
— Rusy sie?
- ↑ taki tłum.