— Zatońc ze se i ty hłopce, na to mówiący.
Więc krzesny ojciec Sablik przykręcił kołki i zazgrzypiał, a Andryś grał sekundę. Zodział Janosik czuchę, zrucił serdak i pas i wyszedł na pośród izby w koszuli tylko i w portkach. Pojrzał we drzwi od sąsiedniej izby: obie dziewki tam stanęły, co je we mgle rano na pół widne widział. Jedna miała jasne włosy, jak len i niebieskie oczy; druga czarne włosy mieniące i oczy szafirowe, jak niebo.
Serce w nim zadrgało. Popatrzał ku tej drugiej i zaśpiewał przed Sablikowemi gęślami:
Nie smuć ze sie dziéwce, kie jo sie nie smuce,
cały świat obejńde, ku tobie sie wróce!
Tak głosem oczom dziewczyny odpowiedział.
Ale już nie wrócił więcej.
Tańczył dobrze, bo stryk Wawrzek nierad chwalił i młodzież miał za nic, a »e bestyjka!« ze dwa razy powiedział.
A gdy zgrzany, obhajdukowawszy tzydzieści razy izbę dookoła i wykrzesawszy wszystkie sposoby drobnego do pola dla ochłodzenia się wyszedł, niewiele kroków uczyniwszy, dziewczynę czarnowłosą spotkał.
— Piękny taniec — rzekła.
— Wyście piékniejsi — on powiedział.
— Jutro pójdziecie dalej?