I o tym śuhaju,[1] co był taki wspaniały, że ku niemu
»musiałaby krasna holka osiem razy krasna być!«...
I wreszcie zaśpiewały:
Pod jaworkem, pod zelenym,
orze Hancia wołkem ciémnym,
jesce skiby nie zorała,
matka na niom zawołała:
Hanciu, Hanciu, podź sem dómu,
wydajem cie, nieznam komu.
Wydajem cie Janickowi
ej hroznému zbójnickowi...
Za pieśnią szła pieśń, aż potężnych myśliwców sen morzyć począł i wsparte na rękach głowy kiwać im się jęły. Wówczas spać ich na szopę do siana wyprowadzono. Ale z czarnowłosą Weronką ścignął Jasiek słowo zamienić.
Więc, gdy posnęli wszyscy, zesunął się z szopy, a ona już u studni czekała. Poszli w las, gwiazdami nabijany. Nie broniła mu ani ust, ani siebie.
Tylko pytała:
— Wrócisz się?
A on jej odpowiedział:
— Wrócem.
Ona mu mówiła:
- ↑ parobku.