raz przeleżał tam od popołudnia, aż do dnia białego nazajutrz.
Poczęli radzić krewni.
Maryna znikła, Sobek ścieńciwiał, aż do cienia stał się podobny, gospodarstwa zaniedbał, zdechniony łazi — jak tak dalej pójdzie, przy telim majątku na dziada wyjdzie. Zaziuneno go cosi, jak gad ptaka ocami — a i cały dom po Jasicach...
Ku temu niedaleko w sąsiedztwie chłop zdrowy, co od wojska, z pod Beresteczka przyszedł, wybraniec, położył się i umarł. Rozszerzyła się łoźnica[1] pomiędzy ludźmi wkoło. Zkąd, kiedy chłop zupełnie zdrowy jeszcze do osiedla przywędrował?...
Baby poczęły szeptać między sobą, radzili chłopi. Chłopi o Sobkowym upadku i że ni Maryny nie szuka, ni o pomszczeniu dziadkowej śmierci nie myśli; baby co innego szeptały. Żona Topora Żelaznego rzekła do żony Leśnego Topora:
— Cosi Jasiców zaziuneno...
— Wiera haj! I jo tak myślem...
— Maryna się straciła — ślaku znaku po niej.....
— No. Jakby jom co porwało.
— Myślałak jo, cy nie dziwozony — ale ig haw niémas nikany, ani o nik nie słyhno.
- ↑ tyfus.