Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/290

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mnik samo to nié; ludzie go nie widowali downo. Wilki tys nié, to nie zima.
— No to ka sie straciła?
— Edź?
— I z kóniem. Do ziemie nie wjahała, ani w powietrze nie furkła. Nic, ino jom wygnało z domu. Wto wié ka — w las, lebo w turnie. Wto wié, cy jesce zywo?...
— No, no, no, wto ta wié, co sie ś niom stało?...
— Zaziuneno jom. Nic, jacy to.[1]
— A i Sobek jaki? Cień i cień. A i mało go widno. Syćko kajsi w doma siedzi bez calućkie dni.
— Haj. Jo uwazyła po nim przemiane.
— Tak i jo. A od kiedy?
— Dy niedowno. Mało co, kie sie przyredykali z hól z owcami...[2]
— No, no, no. Teraz my na ceście.[3] Zaziuneno Jasiców.
— Zaziuneno.
— A ludzie chorujom. Troje pomarło.
— No.

— Zkąd? Bez co? Dyj tu nijakiej chorości nie bywało! Zkąd sie wziena? Kieby Wojtek

  1. tylko to.
  2. kiedy wrócili z hal.
  3. drodze.