Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przy Rybim bedom?
— Bedom.
— W Cichéj bedom?
— Syćko nizy.
— Nasko hala haw u Stawuk nowyzso.
— Nowyzso.
— Ale, co ci powiem, to ci powiem: piékno.
— Piékno.
— E, ze piékno, to jus piékno. Niémas jej gany — nijakiéj.
— O bo niémas!
— Ino telo, co zimna. Ka inendy juz downo pasom, kim sie trawa otawi[1] na niej.
— No.
— Tego lata, jak bedzie tak bars ciepło, to hań pudziemé.
— Oba.
— Oba pudziemé. A gęsiołki se Symuś weź. Bo kie hań Gałajda na kobzie zabrzęcy, a Franków Pieter i mój wnęk Sobek na fujerak zagrajom, to cozbyś ty hań, hłopce, przez gęśli robiéł! Anibyś hań niémiał po co iść. Boby cie weredy skalami dołu zajeny![2]
— He!

— Siedniemé se popod sałas do słonka. Las nom bedzie pachł z doliny, a zaś kosodrzewina i limby od wiérchów. Telo musicie grać, coby

  1. nim odrośnie
  2. kamieniami w dół popędziły