Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/307

Ta strona została uwierzytelniona.

Trzej Toporowie kiwnęli głowami w milczeniu, pochwalając.
Kobiety zaś, tą samą drogą, którą owce pędzono z przed Toporów Jasiców ku Stawom, szły ku lasowi i zanurzyły się w nim.
— Ka jom ostawimé? — spytała Żelazna.
— U Płazowej piwnice. Hań gąsc, husciawa — odrzekła od Muru.
Poniosły i położyły nosze na mchu.
— Haw ci sie leko skono — rzekła Leśna.
— A janieli cie i haw najdom, jageś nie w grzyhu — rzekła Żelazna.
— Ostoj z Pane Boge! — rzekła Od Muru.
Popatrzyły chwilę na Sobcockulę; twarda, spokojna, skalista rezygnacya świeciła martwo w oczach starej góralki.
— Deski zabieremé? — spytała Leśna.
— Je dy to nie wóz — rzekła Od Muru.
— Zawdy skoda. — rzekła Żelazna. — Piéknie ohéblowane.
— Jasieniowe drzewo...
— Na mehu jéj i tak lepsi bedzie...
— Lekcyj sie jéj skono...
— No...
— Ani nie musimé tyk descek Sobkowi wracać. On ig mo dość.
— Kozda se nieg weźnie po jednej...
— No...
— Ono się przido w doma...
— Bajto! przido...