Chłopi powstali i wraz z żonami do sieni weszli; Sobek leżał w czarnej izbie na pościeli.
— Sobek — rzekł Topór od Muru — jo jest nostarsy, to ci radzem. Ostałeś som, majontek jest, trza cobyś sie zéniéł.
— Ale s kim? — zauważył Leśny.
— Dziéwek po świecie dość. Jest hań i po Łętowskim marsiałku córka, Hanka, dziéwka do rzecy i bogato.
— Jest na Białce dwie dziéwki u Stanisława Nowobilskiego, jak śrybło — rzekła Toporowa od Muru.
— Abo i pod Kopom u Tatara, Marysia, u Symcia? — rzekła Leśna.
— Dziéwek po świecie dość. Bedzie fciał, to se wybiere, opuści sie na nas, to my mu wybieremé. O to nie biéda...
W tej chwili usłyszeli Toporowie nosowy głos Krzysia, który śpiewał:
Napić by sie napić, kieby co dobrego!
Kiedyby obłapić, coby co godnego!...
— Krzyś z Olce — rzekł Topór Żelazny.
— Przynapity.
Jakoż przynapity nieco Krzyś ukazał się we drzwiach na krótkich, krzywych nieco w iks nogach, w kapeluszu na bakier, z miną butną.
Patrzał z jasności w sień z olśnionemi jeszcze oczyma, a Topór od Muru zauważył: