wywiedli go w pole, chałupę z rogu nieco dźwigli i pod podchylony węgieł długie włosy Bartka wsadziwszy, opuścili dom na powrót.
— Teroz se nieg siedzi, pokiel sie nie wysuma...
Darł się Bartek w niebogłosy, ale to w ogólnej wrzawie i przy muzyce głuchło.
Tam tancerz jakiś do drobnego znowu ciął:
Złamała się pościółka,
kany spała frairka,
złamała sie na dwoje
na niescynście na moje!
Owdzie starzy gazdowie blaszanemi kwaterkami wódki do siebie zdrówkając, opowiadali sobie dalej ucieszne historye i pokładali się raz wraz w tył ze śmiechu, lub po kilku grubemi basami ryczeli piosnki rozmaite. Baby wywodziły pieśni, przeraźliwie cienkim głosem, przy drzwiach zaś blizko stanęło kilka dziewcząt, objęły się rękami za szyję i śpiewały ustami w usta jedna drugiej, że ledwie można było zrozumieć:
Jo ci powiadała przijedź hłopce, przijedź,
a tyś nie przijehoł, wolołeś mie nimieć!
Hłopcy moi hłopcy, nie docie mi urość,
poziérocie na mnie, jako na lotorość!...
Ale wnet otoczyli je parobcy. Głosy się zmieszały, głowy przepletły, ciała jęły stykać ze