na Wojdyłów, czy na Karkosów, a jej matka własna kiwała się na ławie nad blaszanką gorzałki, zawodząc:
— Oj biédarstwo, kieś tys ty sie niezywe narodziło, kieś ty takie kściny miało mieć...
Wtem nagle Krzyś ustał grać, wstał z ławy i podszedłszy żywo ku Mardule, ozwał się doń surowo:
— Franek, je cos to robis?!
— Abo co?
— Jedy my mieli do Nędzów lecieć!
— He dwaścia zjadło! Iście my mieli!
— No to cos ty robis?!
— A wy?
Zastanowił się Krzyś, jakby mu to dopiero na myśl przyszło, spuścił z tonu i odpowiedział o wiele łagodniej:
— No to podźmé.
I nie żegnając się z nikim wyszli z izby, a gdy wyszli, Krzyś rzekł:
— Po dródze nam Gałajda. Hybojmé poń.
Gałajdę zastali na słomie, na której sypiał w małej izdebce, gdzie sam jeden mieszkał i gospodarstwo prowadził.
Gałajda leżał twarzą na izbę zwrócony i chrapał, aż dudniało.
Przystąpił doń Krzyś i wstrząsnąwszy go mocno za ramię, że się obudził, zaczął mu opowiadać, po co wstąpili.
Ale Gałajda wysłuchał opowieści i na zapy-
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/329
Ta strona została uwierzytelniona.