Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

Spać!
Ruszył się Topór z ławy, mruknął do Krzysia, a to dla salwowania honoru:
— Z babami narabiał nie bedzies! — i postąpił ku drzwiom chałupy, a Krzyś, odmruknąwszy po rozumie:
— Bajtoć! To nie chłopsko rzec!
gęśle pod pachę wziął i za nim poszedł w gościnę. Bo Krzyś na posiady, w odwiedziny, do Toporów rad przychodzował i rad był zawsze witany, tak dla humoru, jak dla pięknego grania na gęślach, jako też, że nikt tak szczerze nie podziwiał, subtelnie i przyjemnie bogactw i dostatku Toporów nie chwalił, a komplementów obojgu nie zdołał prawić.
Ale po drugiej stronie domu, za bramą obory okolicznej, pobudowanej tak, że gdy się wrota wielkie wjazdowe zaparły, żadnych drzwi na zewnątrz, żadnego okna nie było, a ztąd równie złemu człowiekowi, jak wilkowi i niedźwiedziowi niepodobnym był przystęp, na skamieniałym odłamie ciosowego pniaka, co, jak starzy ludzie mówili, tysiąc lat miał mieć, również w gwiazdy pozierając, siedziały wnuczka Toporów, dziewiętnastoletnia Maryna, i jej krewniaczka, ciocano, cioteczna siostra, młodsza o rok Mrowcówna Teresia, także w Hrubem rodzona, co się do nich nazywało do Sikory z pod uspiska.
...Rzeźwa, jasna, złota woń szła we wczesne słońcem błyszczące rano z polanki pod Kopień-