Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

bowiem cudną jasną twarz nad białą szyją i wyniosłemi półkulami piersi, a biodra kryły niewypowiedziane ponęty. Z pod gęstych ciemnoblond brwi nizko zbiegłych, ogromne szafirowe oczy patrzały śmiało i bystrze.
— Niech będzie pochwalony! — zawołał podjeżdżając Sieniawski.
— Na wieki wieków! — odpowiedziała dziewczyna.
— Dzień dobry! Dobrze jadę? — wołał Sieniawski, świadomy fortelów.
— A ka? — zapytała dziewczyna.
Rozśmiał się Sieniawski i rzekł nieroztropnie:
— Przed siebie.
— Starojcie sie o nos, bo hań las — odpowiedziała dziewczyna.
— Jabym tu nim wprzód rad uwadzić.
— Coby ino nie scyrniał!
— Twardo tak?
I najechał blisko koniem.
Ale dziewczyna zagrodziła drogę do siebie kosą w poprzek.
Sieniawski zeskoczył z siodła i oszołomiony żądzą, zbliżając się, bełkotał, sam widocznie niewiedząc, co gada:
— Tak twardo? Tak twardo?
Maryna nie cofała kroku, tylko przesunęła szybko kosisko w ręku, tak, że ostrze znalazło się wzdłuż naprzeciw Sieniawskiego.