Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto?
— Wto mnie nie miłuje, to mu nie stojem za nic, wto mnie miłował bedzie, tok mu za świat cały.
— Zamek mam z pięciu wieżami — chcesz w nim mieszkać? — rwał Sieniawski słowa ze zduszonej piersi.
— Moje wieze wyse i więcél ik — wskazała ręką Tatry.
— Uzłocę cię, ubiorę w perły, w dyamenty!
— Ej ha! — przydrwiła Maryna. — Kie jo do wody do potoku wlazem, to po mnie perłów, dyamentów dość!
— Kochać cię będę! — krzyknął Sieniawski.
— Wiedzom pon, jako u nas powiadajom? Zakohoł jom, jak sydło mróz.
— No, to cię porwać każę, zuchwała dziewko!
Maryna obejrzała się szybko, myśląc, że może służbę ma ten pan za sobą i wymierzywszy sztych kosy prosto w piersi Sieniawskiego rzekła:
— Gwiźnij!
Oczy jej przytem zaiskrzyły się tak, że można było uwierzyć, że uderzy.
— Jestem sam, nie mam nikogo — rzekł Sieniawski, w którym mimowoli zabiło serce.
— No to wiédz pon: u nas co Topór to topór!
— Jakżeto?