Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jo z Toporów mom ród, z Hrubego. Mój brat i nascy hłopi by mie pod ziemiom naśli![1]
Roześmiał się Sieniawski. Gdyby miał był pod ręką Sulnickiego i Tomka, byliby dziewkę porwali, choćby dla przekonania się, jak to jej chłopi z Hrubego szukać będą i jakby wypadła wojna między Sieniawskim a Toporami. Ale sam tego wobec kosy uczynić nie mógł.
— Jeść mi się chce — rzekł, aby jakoś rozmowę dalszą umotywować.
— No to jedźcie do nas, do hałupy. Bo tu niémas nic.
— Ugościsz mię?
— Wdzięcnie.
— A niegniewasz się o to, com ci mówił?
— Młodziście, toście głupi — rzekła Maryna, zamykając kwestyę. — Pocie!
Ale gdy Sieniawski po ogary ruszył w gęstwę, aby je zabrać z sobą, Maryna zawołała:
— O, to na nic! Ze psami! Boby ig naskie owcarskie potargały!
— No, to jakże? Psów zostawić nie mogę.
— To nic. Ostańcie haw przi nik, a jo haw jeść lo was i lo nik doniesem. Słóżcie watre za tela[2].

Zwróciła się i z kosą na ramieniu w las wstąpiła.

  1. znaleźli
  2. złóżcie ogień tymczasem