Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Sieniawski ognia nie kładł, tylko popręgu koniowi popuścił i wędzidło podpiął, aby się paść mógł, poczem na trawie nawznak legł i o młodem, gibkiem, jędrnem ciele Maryny myślał.
W pół godziny, albo mało co więcej, wypadła ona z lasu okrakiem oklep na koniu, w pełnym galopie, z workiem i koszyczkiem w jednej ręce, w drugiej z siekierą. Gnała z leśnej drogi polaną, co koń, nizki, krępy kasztan mógł wyskoczyć.
— No a kaz watra? Coście haw robili? — wołała zdaleka.
— Kaz watra? Jest haw bób, fasola, spyrka, placek, lo psów tys w rąbiaku[1]. Cyście spali? Jakisi s was papęziok!
Sieniawski z trawy wstał, śmiejąc się, a Maryna zwłóczyć chrust na ogień zaczęła. Z pomocą jej siekiery i podróżnego toporka wojewodzica w mig olbrzymia watra buchnęła. Dobył Sieniawski wino i wódkę z troków, spyrkę nożykiem krajał i na patyku skwarzył; popijał. Za ten czas bób i fasola się gotowały.
Ucztę miał smakowitą, w kłębach dymu, wśród iskier trzaskających z żywicy.

Gdy się posilił, Maryna z pustoty świeże smolne smreczki i jodełki ciąć zaczęła i na ogień je ciskać; skoczył i Sieniawski do tej uciechy.

  1. garnku