Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słisy. Kiebyk ino napity du domu prziseł, hoćbyk jak kot pocihućku laz, wié!
— Wis, wis, wis? — zacudował się stary Topór. — I co robi?
— Je klnie. A case to i z pościele na pośród izby stusi![1]
— Wis, wis, wis! Stusi, pados?
— Bo to wiécie noge w łydku[2] mo jak barani zadek! Byrka i Byrka![3]
— He wiera! Taka cie wyonacy! Moja ta dziękować Panu Bogu nowysemu telo dobrze, co hudo. Siéły juz takiej niémo.
— He, Byrka to se tak ino pokracuje po izbie. A hoćbyk jako domarźniony w zimie béł, kie z lasa przyjade, to se ino pod noge wlazem, to mi ciepło.
— Hej hłopce! Co ci powiem, to ci powiem, ale ci powiem: ciepło — rzekł Topór z zazdrosnem znawstwem.
— Jak niedźwiedziowi pod wykrote.
— To, to, to! Wis! Kieby to Sobcockula tako béła! Ale to scypki!
— Dopiéroście se kwolili, co je hudo.

— Hej, wiés, cłekowi biéda dogodzić. Toby fciał i hańto. Temu to wej padajom: niewierz

  1. zepchnie
  2. w udzie
  3. byrka znaczy owca