Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

lawemu oku, zakiel sie prawe nie przipatrzi, a pote obu!
— Terozeście wej Janie dobrze podzieli! Wy macie głowe! — rzekł Krzyś z wielbiącem przekonaniem.
— I ciepło ci hań?
— Ciepło.
— Pod nogom. Hm...
Zamyślił się.
— Symek! — ozwał się po chwili.
— Co?
— Jo se to tak uwazujem, aj uwazujem, co jakby béłe, takby béło, zawdy tłuściejso baba lepso.
— Wy macie rozum! — rzekł Krzyś, ale już sennie.
Po cieple przyszło zimno, a potem znowu ciepłe dni, nieomal jak w Jakubskim miesiącu (lipcu) nastały. Poczem pewnego popołudnia szybko od północy ku południowi ciemne chmurki zaczęły nad hale wybiegać, stawiać się nad niemi i pierzyć i głuche jednotonne huczenie z gór poczęło się toczyć w dół. Szedł halny wiatr.
Wzmagał on się poza wierchami i runął w dół, gorący, nieodparty, nawałny, miecąc tumanami chmur i gęstą, rzęsistą siekawicą. Uderzył z taką mocą, aż las pokłonił, ustał i znowu runął. I tak z przerwami, już potem suchy, bez deszczu, obalając jasienie (jesiony) i lipy przy