Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wójt halom! Sołtys stawiański! — szydzili juhasi.
Jeszcze raz się niedźwiedź wyżej pokazał na wysiecysku, (miejscu wodą z trawy odartem), między kosodrzewiną ku Magórze i znikł.
— Ale ze je chytry![1] — wołano. — Hipce jak jeleń. Straciéł sie psie drewno w pustkak!...
Psy przywołane wróciły, a pochód cały posuwał się po stokach Magóry po pochyłej darni, aż znowu na pérć między kosodrzewiną i ogromnemi głazami, co ku stawiańskiemu owczemu szałasowi i krowim szopom wiodła, wstąpił. Pomiędzy wyrosłą kosodrzewiną owce poczęły ginąć z widoku. Sobek, po przodku idąc, wybujałą od jesieni tu i owdzie gałęź zamachem ciupagi odtrącał i wiódł, aż się szałas i szopy ukazały.

Dolina, dolina, na dolinie sałas,
cemuz mie dziéwcyno do niego nie wołas?...

śpiewał Marduła, tańcząc w pochodzie «drobnego» i wywijając ciupagą nad głową.
Wkroczono w dziedzinę szczęścia.

Poruniło się (zazieleniło z wiosną) pięknie, gdzie okiem spojrzeć, zielono, tylko na turniach śniegu płaty olbrzymie, w żlebach, gdzie do cie-

  1. szybki