Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

się ku pérci przychodniej rzuciły. Rozległ się strzał — jeden, drugi i trzeci.
— Zbójnicy, czy co? — pomyślał Sobek, ale zbójnicy zazwyczaj z głośną muzyką na hale szli.
Pobiegli gońcy i psy przywołali i niedługo ukazało się czterech ludzi, z których tylko jeden po pańsku ubrany nie był Sobkowi znajomy. Na czele on szedł, czekanem się wspierając, obok postępował sołtys z Czarnego Dunajca, ogromnej postaci, siwobrody i siwowłosy Stanisław Łętowski, za nimi zaś torby płócienne na plecach dźwigali dwaj chłopi z Ustupu, Stasel Wojtek z synem. Wszyscy zbrojni byli, jak do podróży w górach.
Zdaleka się sołtys Łętowski baranim kołpakiem Sobkowi pokłonił. Znać go poznał, że baca.
Łętowskiego Sobek widział tylko parę razy w życiu, ale jego znano na całem Podtatrzu. On był jakoby księciem góralszczyzny, marszałkiem zwany, bo wszelakich buntów i rozruchów naczelnikiem bywał. Lat temu dwadzieścia trzy, (w 1628 r.), zasłynął on szeroko, kiedy jakoby hetman stanął na czele poruseństwa przeciw staroście nowotarskiemu, Mikołajowi Komorowskiemu, ciemięzcy ludu, na którego sołtysi Czarnego Dunajca chłopów pospolitem ruszeniem pozwali. «Marsiałkował» on wtedy ze sławą