Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

wielką i wielką już wówczas swoją powagę potężnie wzniósł i utrwalił.
Zbójnicy zaś, sam nawet Jano Nędza Litmanowski z Nędzowego Gronika ku Kościeliskom, harnaś (herszt) nad harnasie, dolin i dziedzin strach, «oreł halny», «ryś leśny» i «stryła (piorun) z hmur», najzuchwalszy z zuchwałych, najbutniejszy z butnych, najhonorniejszy z honornych, Łętowskiego szanował i «straśnie miał za co», tak dla chwały, jak znaczenia, mądrości i bogactwa.
— Nieg bedzie pofalony! — zawołał Łętowski, nabliżywszy się.
— Na wieki wieków. Jamen! Witojcie! — odkrzyknął Sobek.
A gdy sobie ręce wstrząsnęli, rzekł Łętowski do pana:
— Sobek Topór, baca.
Poczem z godnością głowę wznosząc, wskazał na przybyłego:
— Pon Kostka, pułkownik królewski.
Sobek odkrył głowę.
Ale Kostka żywo przysunął się ku niemu, rękę z kapeluszem ku głowie mu podźwignął, dłoń potem uścisnął i rzekł:
— Cieszę się, że was poznaję, mój baco. Siła o was słyszę, kędy się popod Tatry obrócę. Widzę, że was nie przechwalono.
— Młody som jest, ale przy siéle i przy chuci — rzekł Łętowski.