Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

się po upłazach i uboczach wielkich, wyniosłych kop Gołych Wierchów, których zieleń spokojną zamącał.
Z głębiny, z pod mgły słychać było spiżaki, dzwonki spiżowe, wołów liptowskich, co się tam pasły.
Z biczem w ręku wybiegła Maryna na przełęcz, sama nie wiedząc kiedy.
Noc całą w szałasie przesiedziała, słuchająca mów mężów, co przybyli. Siedzieli na stołkach i na ławach brat jej Sobek, stary Kret i stary Smaś, Marduła, Gałajda i inni juhasi, co starsi, Łętowski i ów pan młody w kusej czarnej katanie. On mówił najwięcej. Mówił o strasznych krzywdach chłopskich, o strasznej doli chłopskiej tam, niżej, po wsiach dólskich, gdzie z krwawego potu chłopa panowie żyją, gdzie pod batogami pańskiemi chłopi konają, gdzie się im najświętszych, odwiecznych praw i przywilejów przeczy, własność rabuje, pańszczyzną dusi, gorzej psa, gorzej bydlęcia chłopa traktuje, gdzie ucisk idzie w parze z poniewierką, katowanie mężczyzn z gwałtem kobiet, gdzie szlachcic ślinę swoją wyżej ceni nad godność chłopa, utarcie nosa nad jego życie.
A wśród tych nazwisk, które najczęściej na usta Kostki wracały, najgęściej brzmiało nazwisko Sieniawskich z Sieniawy, wojewodzica, który w chłopskie brzuchy i babskie tyły podkówkami kopał, aż odciski podkówek znać było.