Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

i do dźwignięcia się przeciw szlachcie pozywa. Wymieniał miejsca, gdzie chłopi, a osobliwie beskidowi górale już powstali, i nazwiska dowódców ogłaszał. Raczył winem, które za nim na grzbiecie we worku Stasel ze synem przynieśli i na zdrowie chłopskiej wolności w ręce marszałka Łętowskiego i Sobka pił.
Mieszało się w głowie podczas słuchania Marynie, myśli w niej wirem latały, jak woda w stawie wiruje, kiedy w nią wiatr halny uderzy.
Bolało ją serce, piekły usta, piekła krew...
I wstali wszyscy i śmierć panom i szlachcicom na krzyż bacowski święcony z wosku, po którym się mleko cedziło przez płótno, przysięgali, a Sobek, jej brat, wzburzony, śmierć od topora największemu okrutnikowi, wojewodzicowi Sieniawskiemu, poprzysiągł.
Dziki zaś Marduła tak się wściekł, że, z ławy się porwawszy, we watrę równemi nogami skoczył, aż ogień pod dach buchnął, na pokaz, jak w palące się dwory szlacheckie skakać będzie.
I wszyscy krzyczeli jeden przez drugiego, tylko stary Kret patrzał w płomień i milczał.
W pierś chwytała Maryna wiatr z Wierchcichej Doliny po uboczy się ku niej pnący i chwytała w usta mgłę, co ją ku niej niósł, aż omgliło ją całą i świat jej, a ona światu znikła.