Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

wzruszenia, a potem listy obok na stół położywszy i ręce z rozczapierzonemi palcami wzniósłszy, przed Kostką stojąc bąkał:
— O rany Boskie! Kostka Świętego Stanisława, patrona czystości, potomek, senatorów syn, króla najjaśniejszego pułkownik — — do mnie... Rany Chrystusowe... Do mnie? Cóż ja?... Krzesło...
I z nieoczekiwanym impetem nagle z góralska wrzasnął:
— Jagniś! Krzesło dla pana pułkownika! Polewkę z wina! Z cynamonem! Wartko! Ka Agata? Półgęska przynieść! W ocymieniu![1]
Obaczył się odrazu Kostka, z kim ma do czynienia, i chyląc się Zdanowskiemu ku ramieniowi i w rękaw sieraczkowego kożuszka go całując, rzekł:
— Wielki to honor dla mnie pierwszą autoritatem nietylko Nowego Targu, ale i całego Podhala poznać. Pewnym jest powodzenia, z czem przybywam, jeżeli tylko wasza miłość, mości panie podstarości, względów mi swych i pomocy nie umkniesz.

Przy dymiącej polewce z cynamonem, przy półgęsku, szynce i kołaczu z serem żwawo szła pogawędka. Kostka się, nim pierwszą łyżkę do gęby wziął, nietylko przeżegnał, ale westchnąwszy i krótką modlitewkę po łacinie szeptem,

  1. w okamgnieniu.