Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

wodną, załamało się i poszło pod lód, ludzie i konie. Było to bardzo dawno. Na tę smutną pamiątkę wystawił ktoś kapliczkę i co wieczora dzwoniono w niej na modlitwy za duszę zmarłych bez ostatniego namaszczenia. Dzwonek nazywano dzwonkiem topielców.
Zawsze we wsi był dziad, który za pewnem fundacyjnem wynagrodzeniem chadzał dzwonić nad rzekę. Zdarzyło się, że kiedy jeden z takich dzwonników umierał, zgłosił się o tę służbę parobek zwany powszechnie Grzesiem Mizerakiem.
Ten Grześ Mizerak był synem bogatego rolnika, ale kiedy rodzice zmarli, starszy brat wyzuł go z ojcowizny, wygnał z domu, a na dobitkę zabrał mu upodobaną dziewczynę i sam się z nią ożenił. — Został tedy Grześ na szerokim świecie bez dachu nad głową, bez nikogo przy duszy, ze złością i okrutną zawiścią w sercu.
Tułał się, wałęsał, do roboty najmował, ale niepowodzenie go ścigało, aż tak wychudł i zbiedniał, że go Mizerakiem nazwano. Zemstę bratu poprzysiągł na wieczne czasy, na życie i śmierć.
Zostawszy dzwonnikiem, najął sobie Grześ izdebkę u grabarza na końcu wsi i stamtąd, robotę najemną odbywszy, szedł o zmroku po odzwonieniu w kościele na Anioł Pański, dzwonić za duszę topielców.