Czytelniku, któryś się jeszcze nie ożenił, a ożenisz z dziewczyną młodą, śliczną i dobrą, przyjedź tu, do Desenzano. Będziecie sobie chodzili po gajach nad wodą, która jest nieba kawałem odjętym, a ma w sobie taką senność jakąś, taki spokój niezmierny i cichość. Będziecie sobie tu chodzili, będziesz róże zrywał i dawał jej, a ona przypinać będzie róże do gorsu z takim anielskim uśmiechem... To jest dosyć przykre, jeśli się na całym wielkim świecie niema komu jednej róży dać... Wszak sam Bóg rzekł: źle jest człowiekowi samemu. Ja znam jeszcze jedno słowo, nie tak wielkie, ale smutne, jak śmierć...
Będziecie sobie chodzili nad jeziorem, przytuleni do siebie, rękoma opleceni nawzajem, ona z główką na twojem ramieniu, albo wsiądziecie w łódkę i puścicie się na ten kryształowy sen wód, na te przejrzyste, złotawe lazury jeziora. Będziesz ją miał przy sobie, tę twoją ukochaną, serdeczną, blizko, „bijącą sercem, brylantową w oczach...“ Powoli, powoli, ogarnie was jakieś omdlenie. Tobie wiosła wypadną z rąk, a ona pochyli się ku tobie jakby mimowolnie, upadnie ci na piersi i szepnie: „Kocham...“ A ty jej wtedy odpowiesz: „Oto serce moje jest w twojem ręku, jak ptak zmęczony... masz je całe, całe, i możesz wszystko z niem zrobić...“
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.