Rzadko komu się zapewne zdarzyło być w piątek jednego tygodnia nad Szczyrbskiem jeziorem w Tatrach, a w poniedziałek na drugi tydzień w Orszowie nad Dunajem — ale z człowiekiem dzieje się czasem tak, jak ze szczupakiem, któremu oścień w grzbiet wbity z drzewca się ułamie: rzuca on się wówczas z żelazem w sobie to na środek stawu, to na brzeg podpływa, aż go gdzieś wreszcie licho weźmie.
Nad adryatyckiemi błękitami, na lagunach weneckich, zatęskniło mi się za kosodrzewiną i zapachem limbowym, więc choć nie wprost, przeciem do nich dobił.
Całe Podkarpacie, czyli raczej Podtatrze od węgierskiej strony nierównie romantyczniej się przedstawia, niż nasze nowotarskie okolice: góry są większe, dziksze i skalistsze, pełne wspaniałych wąwozów i urwisk, a potężne rodziny Illyezhazych (wygaśli w 1835 r.), Thurzów (wygaśli w XVI w.), Palffych i Erdödych, rozrzuciły tam
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.
Z pod „Żelaznych Wrót“ i „Żelaznej bramy“.