zarnki, często ogromne i wspaniałe, czasem małe orle gniazda, przyczepione do krzesanicy skalnej. Okolica Wagu czyni się ztąd podobną cokolwiek do nadreńskiego porzecza, z innych względów zresztą całkiem od niego różna.
Zamki te wszystkie są w ruinie, niektóre tak porozpadane i omszałe, że je trudno prawie od skał, na których stoją, odróżnić. Drogi do nich zarosły i pustka w nich osiadła. Mają w sobie wszystkie ogromną melancholię rzeczy umarłej.
Do stacyi Czorba pod Szczyrbskiem jeziorem, przyjechałem nazajutrz po otwarciu tam kolei zębatej, która wiedzie od stacyi nad samo jezioro. Jedzie się nią pod górę zapewne koło trzech kwadransy, z góry bowiem podróż trwa przeszło pół godziny. Dla turystów kolej ta jest wielką wygodą, przytem droga jest bardzo ładna. Jedzie się wykarczowanym lasem, wijącą się w zakręty linią, a nadszczyrbskie góry to się kolejno ukazują nad drzewami, to nikną. Od Krywania i poza nim jeszcze orawskich kopic, aż po szeroką turnię Kończystej z sterczącym poza nią skrajem Gerlacha i stokiem Sławkowskiego szczytu: rozwijają się tu Tatry przed oczami. Krótka, Ostra, Solisko, Szczyrbski wierch, Baszty i Szatan, Czubryn, Mięguszowieckie turnie, Rysy, Wysoka, Ganek i Żelazne Wrota: piętrzą się tu
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.