Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.
ANNA (jakby uniewinniając się).

Ja nie umiem inaczej. Ale czyż Bóg nie słyszy każdej modlitwy?

(Artur opiera się o krzesło).
MATKA.

Czemu panowie nie siadają? Widzę, że panu upadek z koniem dał się nieco we znaki, panie Weren.

ARTUR.

Istotnie, trochę go czuję.

KSIĄDZ.

Znałem Ryszarda Werena. Pan mi go bardzo przypomina rysami i postawą.

ARTUR (z mimowolną dumą).

To był mój ojciec.

ANNA (cicho).

Ach!...

MATKA.

Tem milej mi widzieć u siebie syna tak wielkiego człowieka.

KSIĄDZ.

Geniusz to był potężny. (Wskazuje na Annę). A to jedna z najzapaleńszych wielbicielek pań-