— Czy ja wiem? On sprzedaje, a my nie.
— To inna rzecz. A zresztą to nieprawda. Ja sprzedałem dziś dwie figurki à la Tanagra z terracoty. Czemu ty takich nie robisz?
— Nie umiem.
— Prawda, żeś ty artysta i tylko artysta, a ja jestem i artysta i rzemieślnik. Ale ten Daliński, wierz mi, to tylko rzemieślnik. Tylko, że to sprytny mechanik!
— Wiem o tem.
— Słuchajże, cóż ci jednak jest?
— Żal mi, że nie jestem sam.
Krążel przetarł twarz swoją szeroką ręką.
— Rozumiem — rzekł — rozumiem. Wiesz, że ja sam nieraz jestem kontent, że moi starzy kopyta wyciągnęli pierwej, nim się ta mizerya zaczęła. Zawsze samemu lżej. Bieda tam, co?
Merten nic nie odpowiedział.
— I cóż ty myślisz? — mówił dalej Krążel.
— W łeb sobie palnąć — odrzekł Merten.
— Tak, to byłoby najradykalniej.
Milczeli chwilę, potem Krążel rzekł:
— Wiesz, kiedy tak patrzę na ciebie i na mnie, wiesz, do czego wydajemy mi się, ty i ja, podobnymi? Oto do dwóch patyków wierzbowych, od pnia odciętych, które w ziemię wsadzono, ale je coraz więcej zasypują ziemią. Mimo,
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.