tu, myślałem, na miejscu szlak trafi i rzeczywiście serce mi mocno bić zaczęło. Wiesz, zląkłem się, jak dziecko, tego Boga, który niby ma na wszystko patrzeć. Ale trzeci raz, to już strzelałem, jak do tarczy.
— Hm — mruknął Krążel — zawsze to...
— Przypatrz-że się — mówił dalej Merten — jak ten łeb potrzaskany cicho leży. Tak samo cicho leżałby twój łeb, gdybym do ciebie strzelił, albo mój, gdybym sobie kulę w czoło wpakował. Najmniejszejby nie było różnicy. Życie jest strasznie kruche i ogromnie łatwo je przerwać...
— Tak, ale niepodobna go nawiązać.
— Wątpię też, żeby kto, raz przerwawszy, chciał je znów potem nawiązywać, gdyby mógł nawet...
— A jeśli tam jest jeszcze gorzej?...
Merten nie odpowiedział nic, usiadł ciężko na krześle obok stołu, pochylił głowę i oparł ją na rękach; potem wziął ze stołu list ojca i podał go Krążlowi, mówiąc:
— Masz, czytaj.
Krążel przeczytał.
— I cóż? — spytał Merten.
— A nic, źle.
— Oburzył mnie ten list! — wybuchnął Merten. — Jak ojciec może mi kazać naginać się do
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.