łożeniu kres położyć; ale moja śmierć musi coś zmienić. A zresztą... mnie już nie będzie. Ja także czuję, mnie także jest źle, już nie mogę więcej...
Będzie to straszny cios: jeżeli ich zabije, tem lepiej dla nich; jeżeli nie — śmierć z głodu gorszą jest, niż utrata syna.
— Czy tylko będę miał odwagę?... Muszę ją mieć, muszę! Muszę umrzeć!
A gdyby... a gdyby jeszcze spróbować, jeszcze walczyć, jeszcze żyć... może się przecież co odmieni... Ach! Ileż to razy spodziewał się tej odmiany, był jej pewny... Nie, nie odmieni się nic, może być tylko jeszcze gorzej, jeżeli wogóle jeszcze gorzej być może... Jedyną drogą ocalenia rodziców od ostatecznej nędzy jest jego śmierć, jedyną drogą wyzwolenia jego samego od męczarni życia — jest samobójstwo. Trzeba umrzeć.
Myśli tej uczepił się gorączkowo, namiętnie: nie chciał rozważać, zastanawiać się, zmęczony jego umysł oparł się na tej idei, jak ptak raniony na podciętej nad wodą gałązce. Wie, że gałąź się złamie i runie z nim razem do wody, ale on już dalej lecieć nie może... i, byle nie lecieć, gotów jest wpaść w wodę i utonąć.
Zdenerwowany do najwyższego stopnia organizm Mertena nie dopuszczał nawet do rozumo-
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.