Może z śmiercią moją zniknie ten cały świat, który miałem za rzeczywisty? Może istniał on tylko dla mnie i przezemnie, we mnie? Może to wszystko było złudzeniem, a naprawdę nie istnieje z tego nic? Może niema ani nieba, ani ziemi, ani ludzi, ani słońca, ani życia i śmierci? Cokolwiek bądź, wiem, że jeżeli dłużej żyć będę, czy to, co jest, jest złudzeniem, czy rzeczywistością istotną, żyć mi jest za ciężko, za trudno, niemożliwie. Nie mam już sił. Tak, może jestem podły, ale już nie mogę dłużej... I nie chcę!... Życie mnie zgryzło, zgniotło... Ale otóż, jeżeli wszystko to nie jest czczym snem, zostaną po mnie te rzeźby i te kartony. Oto, czem mogłem być. Jednym z największych rzeźbiarzy współczesnych — et pourtant j’avais quelque chose là... Ale już nie będę więcej, nie mogę, nie mogę...
Aby nie dopuścić do osłabnięcia naprężonej sztucznie i z wysiłkiem prężonej ciągle energii, której zachwianie uczuł nagle, przeszedł szybko z pracowni przez korytarz do wielkiej sali antyków. Zapalił wszystkie płomienie gazowe. W sali stało się jaskrawo od światła.
Ileż tu godzin spędził, zapatrzony w boskie kształty Afrodyty melijskiej i medycejskiej, bezgłowej Nike Apteros i Psychy z odwróconą twa-
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.