Rozumiem cię: podajesz mi w rękę sposób, w jaki mogę cię odzyskać. O moja święta! O moja anielska!
O tak, o tak! Niech mi życie wezmą, ale ty mi uśmiech poszlej na szafot, ale ty mnie pożegnaj tem słowem: kocham cię!...
Dlaczego ja jej tego głośno powiedzieć nie mogę?... Dlaczego?... Oto dlatego, że równocześnie cała moja męzka duma i godność czuje się dotkniętą aż do krwi. Bo to nie ja ją nauczyłem, że trzeba żyć nietylko dla siebie, nietylko dla naszego szczęścia, nietylko dla swego egoizmu; bo to nie ja jej pokazałem, że życie, w którem niema ofiary, jest życiem brzydkiem; bo to nie ja odkryłem jej czczość, jałowość, bezcelowość naszego poprzedniego życia... bo to wszystko zrobił on, Ryszard Halnicki, człowiek, który stanął między mną i nią, jak widmo śmierci.
Mówi: Nieprawdaż Ludwiku?
Tak, tak, prawda, kiedyś, dawniej, kilka miesięcy temu jeszcze byłbym cię za te słowa do ust mych na rękach podniósł, a dziś — Boże! dziś te słowa, te święte twoje słowa są mi w ustach twych ogniem i żarem. Cóż ci
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.