Bo oto na świecie jestem tak, jak łódź jakaś zapomniana wśród oceanu, jak wędrowiec zbłąkany na lodowcach. Wokoło mnie niema nic, tylko ciemność. Wzrok mój może błądzić — nie zatrzyma się nigdzie. Uszy moje mogą słuchać — nic ich nie doleci. Nie mam do kogo mówić. Nie mam na kogo wołać. Nie mam z kim razem jeść, ani spać nie mam przy kim. Jeżeli zachoruję, nie mam nikogo. Jeżeli konać będę, nikt mi ręki nie uściśnie na wieczną drogę. O moje szczęście nie dba nikt. Mój smutek i moja radość są tylko dla mnie. Całe moje życie jest tylko mojem życiem.
I smutną jest dusza moja aż do śmierci. Szum ty morze, szum! Nie wełka się mój ból w ciebie, nie utopi moja żałość. One się tylko kołyszą nad tobą, jak dwa ptaki błędne, biją skrzydłami o wodę twoją, unoszą się i opadają na odmęt twój, na twoją toń. Ty czerwony ogniu góry ognistej — widzisz te ptaki dwa ponad wodą? Jak krążą, jak jęczą, jak biją skrzydłami i piersiami o wodę, jak miejsca dla nich niema, jak niema dla nich spoczynku, ani przystani, dwa czarne wielkie
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.