biłam twoje szczęście i jego szczęście, jestem tak nieszczęśliwa, tak przeklęta, tak szkodliwa na ziemi — pozwól mi umrzeć...
Ciemno mi w oczach — nie widzę nic, tylko jej białą twarz.
Chodźmy, chodźmy!... Chodźmy!... Nie schodzę, ale zbiegam z nią na dół... Nic nie wiem, nic nie myślę... widzę tylko jej białą twarz, prostopadłą ścianę skalną, otchłań i morze w dole... W oczy moje świecą ciągle te złote szmaragdy morskie, stają się podobne do oczu tygrysa, który się czai... Chodźmy!... Chodźmy!...
Nie, nie, nie! Ty jego nie zmarnujesz! Nie będziesz miała tego wyrzutu, nie będziesz sobie tego wyrzucać nigdy... Nie stracą go — nie bój się... To nie ty byś go zmarnowała, tylko ja. Nie bój się... On będzie dalej żył i tu pracował... Dokona cudów, wierzy w to... wiara jest wszystkiem... Gdybym ja był wierzył... Potrzebny jest i jest konieczny... Tak, tak... A mnie w biurze zastąpi byle kto — Kolega Łowczewski, albo Rymko... To ich tura... Tak, Łowczewski ma rok więcej służby... Bardzo zdolny i pilny urzędnik... Rymko ma przysłowie: o la Boga!... Nie zmarnuje się...
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.