Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

I zrobiłem tak i już jej nie ma przy mnie. Nie mogłem zabić siebie, byłbym jej zabił życie. Aby to nie wyglądało na szaleństwo, na jakiś rzut obłąkanych zmysłów, musiałem upozorować. Potrzeba było czasu. Udałem, że jestem chory. W małem austryackiem mieście zatrzymaliśmy się. Do Ryszarda wysłałem depeszę, że jestem chory i żądam, aby czekał na mnie. Wiedziałem, że tak uczyni. Potknąłem się umyślnie wysiadając z wagonu, krzyknąłem niby z bólu, nie mogłem jechać dalej. Przez dwa tygodnie siedzieliśmy w małym hotelu. Nogę trzeba było okładać lodem i jak najmniej chodzić. Na szczęście nie było nigdzie blizko lekarza; uparłem się, że żadnego nie chcę. Marynia chciała mię pielęgnować. Dziękowałem jej, kulejąc starałem się sam sobie wszystko robić. Widziałem, że nie rozumie, że się dziwi, że się przestrasza. Tak, przedewszystkietn zaczęła doznawać uczucia przestrachu,