Tak jest — jeżeli mnie czegoś brakowało, jeżeli jakiegoś przydomka dać mi nie było można, to tego, który Maryni nasunęło imię Ryszarda. Mogłem być wszystkiem — nikt nie mógł mię nazwać lwiem sercem. Wszakże dla jednej kobiety zrezygnowałem ze wszystkiego, plunąłem na moją duszę, na moje sumienie, na mój obowiązek, na mój świat... Zrobiłem to przecież dla ciebie, Maryniu!
Nie mniej przeto dla jednej kobiety plunąłem na moją duszę, na moje sumienie, na mój obowiązek, na mój świat...
Dla jednej kobiety — to jest dla pary ramion, dla pary oczu, dla różowych ust, podeptałem to, co nazywałem świętem, odrzuciłem jak łachman, albo raczej sprzedałem jak Ezaw prawo moje za miskę soczewicy.
No więc — czegóż jestem godzien więcej, jak — pogardy?...
Marynia mną nie gardzi — nie gardziła mną w tej chwili — ona tego nie czuje, nie uświadamia sobie, nie przedstawia sobie, nie wyobraża sobie nawet, a ja jednak wiem, że tak jest. Z jej strony względem mnie pozornie nic
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.